Zawsze trzeba być sobą. Chyba, że można być wikingiem

Wiadomości

Dawniej wierzono, że uprawianie szermierstwa usuwa bóle i choroby, zwalcza melancholię i zgubne zarozumialstwo. Czy tak jest naprawdę? Można się o tym samemu przekonać. W Ciechanowie od czterech lat działa szkoła fechtunku historycznego. I szuka śmiałków gotowych nauczyć się władania mieczem europejskim. Szkołę prowadzi Stowarzyszenie Pozytywnie Historyczni. Opowiadają o niej Maciej Kraszewski i Łukasz Niewiadomski – jej założyciele.

O co chodzi z tą szkołą?
Ł.N.: Fechtunek historyczny wywodzi się bezpośrednio od rekonstrukcji historycznej, czyli pasji, jaką dziś podziela wielu ludzi. Gdy na rekonstrukcjach dochodzi do „walki” na miecze, to uderzanie gdziekolwiek i jakkolwiek nie odwzorowuje dawnego stylu walki bronią białą. Stąd pomysł by popracować nad tym, by ten element jak najdokładniej odwzorować. Takie szkoły są w świecie, w całej Europie i w Polsce także. Nie trzeba przy tym robić całej otoczki związanej z historycznością, nie trzeba kupować kosztownych strojów z epoki.

Jak to?
Ł.N.: Ćwiczymy w sportowych ubraniach. Myślę, że z czasem to będzie osobna dyscyplina sportu. Ci którzy będą chcieli, będą oczywiście jeździć na rekonstrukcje i tam prezentować swoje umiejętności, ale nie musi tak być. Można to traktować tylko jako sport .

Kogo uczycie?
Ł.N.: Nasza szkoła jest skierowana przede wszystkim do ludzi młodych, ale nie tylko. Zasadniczo pracujemy w dwóch grupach: 9-13 lat i 13-19 lat. Jest też grupa 20+ i u nas są to już seniorzy.

Kiedy nabór nowego narybku?
Ł.N.: Nabór trwa cały czas. Można do nas przyjść w każdej chwili. Zainteresowanie jest duże, ale z doświadczenia wiemy, że uczniowie szybko odchodzą i wcale nie dlatego, że nie chcą już trenować. Po prostu dorastają i wyjeżdżają na studia. Jest też grupa tych, którzy mają tyle dodatkowych zajęć po lekcjach, że z czasem rezygnują, bo nie dają rady wszystkiego pogodzić. Zostają tylko prawdziwi fascynaci, ci najbardziej pracowici, wyrwali i to oni po miesiącach i latach treningu biegle władają mieczem europejskim.

Gdzie trenujecie?
Ł.N.: Spotykamy się w Ciechanowie w każdy poniedziałek w Szkole Podstawowej nr 1. Zajęcia zaczynają się o 16.00 i tam można przyjść i popatrzeć jak wyglądają. A jak ktoś chce wcześniej sobie o nas poczytać to zapraszamy na stronę internetową i Facebooka. Wystarczy wpisać hasło „Hema Ciechanów”.

Ale ja sobie tego jakoś nie wyobrażam, żeby rozdać dzieciom miecze i powiedzieć: „No to się teraz możecie legalnie bić”.
Ł.N.: My im ich nie dajemy. Na pewno nie na początku. Można zobaczyć jak dzieci walczą na miecze, ale to wymaga wielu lat treningu.

To na co te walki? Na patyki?
Ł.N.: Nie. Mamy lepszy sposób. Po pierwsze taki, który nie spowoduje, że rodzice dostaną zawału, po drugie bezpieczny dla dzieci. Ćwiczymy z użyciem systemu, który się nazywa Go-Now. To polski system sprzętu do nauki szermierki historycznej. To specjalne plastikowe miecze obszyte otuliną, ale swoją wagą, długością i wszystkimi innymi parametrami i elementami przypominają prawdziwy miecz. Mają wszystkie jego właściwości poza tą, która pozwala zranić przeciwnika. Jedyne miejsce, które trzeba osłonić to jest głowa, dlatego trenujemy w specjalnych maskach. Warto też przyjść z własnymi rękawicami np. motocyklowymi, bo palce są wrażliwe i nawet lekkie uderzenie może zaboleć. Poza tym to naprawdę bezpieczny sport.

A skąd wiecie jak dawniej walczono, jakie zasady obowiązywały?
Ł.N.: Fechtunek historyczny to nie to samo, co walki rycerskie. Rycerze walczą w zbroi i zupełnie inaczej. To, czego my uczymy, to fechtunek cywilny rodem ze średniowiecza. Czyli np. tak jakby na dawnym rynku spotkało się dwóch panów i chciało sobie coś wytłumaczyć z użyciem miecza. My nie nosimy uzbrojenia, które nas chroni. Jest tylko człowiek, jego umiejętności i miecz. Opieramy się na niemieckim podręczniku Johanesa Liechtenauera, który jako pierwszy w szkole niemieckiej opisał podstawy walki mieczem długim. To był na tyle dobry podręcznik, że wielcy mistrzowie korzystali z niego przez kolejnych 200 lat. W Europie jest jeszcze druga szkoła fechtunku – szkoła włoska – ona jest bardziej lekka i mniej toporna i też ciekawa. Nam jednak z geograficznego punktu widzenia bliżej do tej pierwszej.

Fechtunek historyczny to tylko jedna z pasji która wypełnia panom czas. Jest jeszcze Drużyna Wojów „Arkona”. I też poszukujecie kandydatów – młodych, dzielnych, zdolnych i zacnych.
M.K.: Grupa istnieje już od ponad 12 lat. I oprócz walki, która jest wycinkiem naszej działalności, dużo czasu poświęcamy rzemiosłu. Sami wykonujemy różne przedmioty. Kandydaci na wojów przejdą warsztaty, na których będą mieli kontakt z różnymi materiałami (drewnem, metalem, tkaninami i skórą) i nauczą się wykonywać ówczesne przedmioty codziennego użytku – potrzebne także wojom. To nie tylko tarcze, ale też także stroje, buty, biżuteria, instrumenty muzyczne i wiele innych.

Ale walczycie?
M.K.: Tak, walczymy wszystkimi rodzajami broni znanymi z epoki wikingów. Mieczami jednoręcznymi z tarczą, toporami jedno i dwuręcznymi, włóczniami, oszczepami i strzelamy z łuków.

Dużą krzywdę można sobie tym zrobić?
M.K.: Dużą, szczególnie jeżeli się użyje broni nieodpowiednio (lub odpowiednio, bo to kwestia perspektywy). Dlatego nie dajemy broni do ręki nowicjuszom i potrzeba sporo czasu by wytrenować wojownika do pokazu.

Miecze to nie jedyne rzeczy jakie wojowie nosili ze sobą, albo posiadali.
M.K.: Wśród tych przedmiotów jest np. róg używany podczas ważnych ceremonii, wypijano z niego napoje w czasie obrzędów religijnych, ślubów i biesiad.

Nie przecieka?
M.K.: Tak, z jednej strony, ale z tej akurat musi się z niego wylewać.

Macie też tarcze i oszczepy.
M.K.: Tarcze do obrony, a oszczep wiadomo – służył do rzucania. Nie zawsze był skuteczny, chyba że odległość od celu wynosiła mniej niż 30 metrów. Wtedy można było z powodzeniem pokonać innego woja.

Panów żony nie martwią się, że przepuszczają panowie pieniądze na takie hobby i jeszcze wracają poobijani?
M.K.: Nie. Wpadliśmy na genialny pomysł i one też są w „Arkonie”. A że elementy kobiecego stroju często kosztują więcej niż męskiego, to ten problem mamy z głowy. I jeszcze nam rany opatrują.

Teraz jest internet, można czerpać wiedzę garściami, ale jak zaczynaliście, to nie było tak prosto dowiedzieć się, co w tej konkretnej epoce noszono, czym się posługiwano i jak to właściwie wyglądało.
M.K.: I na początku to była totalna partyzantka. Nie było żadnego mentora ani tak dużego dostępu do wiedzy, jaką mamy dziś. Internet raczkował, a szwedzkie, norweskie i duńskie książki nie były jeszcze przetłumaczone – więc robiliśmy to sami albo szukaliśmy ludzi, którzy potrafili to zrobić. Godziny spędzaliśmy w kawiarenkach internetowych. No ale my jesteśmy wojami! Przetrwaliśmy i to.

Oprócz aspektu walki „Arkona” zajmuje się także pokazywaniem zwykłego codziennego życia. Można was spotkać na różnych imprezach organizowanych w kraju i za granicą.
M.K.: To jest ciekawe, nawet ciekawsze od walki. To część życia każdego woja. Nie możemy tego pomijać. Wspomniane wcześniej obrzędy – ślub, pogrzeb i narodziny dziecka są dla ludzi, którzy cenią historyczną wiedzę, niesamowicie ciekawe. Odkrywamy też rzeczy bardziej przyziemne, takie jak choćby te związane z kuchnią.

A jakby się dziewczyny uparły, żeby wojować w „Arkonie” toby się pan zgodził?
M.K.: Zapraszamy i dziewczyny, szczególnie jeśli są zadziorne i zawzięte, żeby walczyć. Jednak zwykle problem jest w tym, że kandydatki mają jakąś romantyczną wizję walki. Myślą, że będą wojowniczymi księżniczkami. A przy pierwszym treningu się okazuje, że jednak… boli. I się wykruszają. Dla nich o wiele lepszym miejscem jest właśnie szkoła szermierki. Nie zmienia to oczywiście faktu, że są również i walczące kobiety w rekonstrukcji radzące sobie na równi z mężczyznami.

Słyszałam też, że kobiety w walce są nieobliczalne – walą jak popadnie, zero reguł.
M.K.: W przypadku początkujących nie da się w żaden sposób przewidzieć co one właściwie z tym mieczem zrobią. Ale dotyczy to tak samo początkujących chłopaków.

Jest jakaś granica wiekowa od której można się zapisać do „Arkony”?
M.K.: Przyjmujemy osoby, które ukończyły 15 lat, górnej granicy nie ma.

A jak można was znaleźć?
M.K.: Można się kontaktować przez Facebooka wpisując „dw arkona”. Tam można do nas napisać lub skontaktować się telefonicznie.

Mają panowie jakieś motto życiowe?
Ł.N.: Nie, ale proszę napisać, że Pozytywni Historycznie potwierdzają – zawsze trzeba być sobą. Chyba, że można być wikingiem!

Rozmawiała Agnieszka Milewska

 

Dodaj komentarz

Nasz Ciechanów

Lokalny portal informacyjny.

Bądź na bieżąco